Wódka i sało – od tego się zaczęło…
Wszystko zaczęło się już 9 lat temu… tak, to już tyle czasu!?… i po tych 9 latach ruszam z niniejszym dziełem – piszę dziełem, bo chciałbym aby to było coś pięknego, służyło jak największej liczbie ludzi, wypełnionym po brzegi, by każdy coś dla siebie wziął, ale i też dał innym 😉 Tak, tak!!! Można się dzielić z innymi, polecać, udostępniać ale przede wszystkim ma być to miejsce, dzięki któremu zakochacie się we Lwowie i jak najszybciej tam się udacie, bo jak kiedyś, gdzieś usłyszałem: „Lwów to miast snów….i tu się Wasze sny spełnią”… A jeśli już byliście we Lwowie, raz albo i więcej może uda się Wam dzięki temu dziełu odkryć kolejne magiczne miejsca we Lwowie, kolejne skarby Lwowa… Zapraszam!!!
Weekend to zazwyczaj najlepszy czas na poznanie tego miasta (no można ten czas trochę wydłużyć) i stąd nazwa www.weekendwelwowie.pl. Jako że jest to pierwszy wpis, to trzeba trochę więcej powiedzieć o blogu, celach jakie sobie stawiam (zobaczymy co z tego wyjdzie) ale i chciałbym aby to było też miejsce dla Was drodzy czytelnicy – liczę na reakcje, komentarze, udostępnianie, maile, telefony, wiadomości no i spotkanie we Lwowie 😊
Po co to wszystko?
Jak sama nazwa mówi, ma to być blog o Lwowie….. mieście w którym się zakochałem, które mnie pociąga, które jest dużym kawałkiem polskiej historii, które mnie inspiruje, za każdym razem zaskakuje, zachwyca, do którego chcę wracać… Z racji tego, że wycieczki do Lwowa to także element mojej pracy zawodowej będzie też trochę o: kuchni wycieczkowej, o miejscach niedostępnych, ciekawostkach, będzie też trochę patentów i sposobów… (więcej o moim EastTravel.pl w którymś z kolejnych artykułów).
Magiczny weekend we Lwowie
„Magiczny #weekendweLwowie‘’ – tak nazwałem mój flagowy produkt, który od kilku lat działa, który jest kwintesencją tego czym jest dla mnie Lwów, a z drugiej strony, takim trochę innym produktem na półce z innymi wycieczkami do Lwowa oferowanymi przez różne podmioty 😉. Nie chcę przed nikim ukrywać, że zajmuję się turystyką do Lwowa zawodowo, a ponadto wielu moich Gości, znajomych mówi, że dobrze to robię, więc czemu nie stawać się powoli ekspertem (niektórzy mówią że już nim jestem) i dawać do światu? I tu trochę mojej skromności wyszło 😉
Niniejszy blog będzie to także miejsce, a może przede wszystkim, miejsce gdzie chcę pokazać lwowiaków – ludzi, którzy tworzą to miasto, ci z polskimi korzeniami i ci z ukraińskimi, ci co znają polski język i ci co nie znają, grekokatolicy, ormianie, prawosławni, niewierzący, pracujący w terenie i biurach, itd… jedno to co ich wszystkich łączy, to to że po prostu lubią, kochają ludzi. Przez ostatnie kilka lat poznałem ich dziesiątki, jak nie setki i uważam, że warto o nich pisać, mówić, i być z nimi we Lwowie.
Wróćmy do początku… Moja przygoda z Ukrainą zaczęła się….
15 stycznia 2010 roku… piątkowy poranek…. Lublin….Wyruszyłem wtedy w podróż, która jak się okazała była początkiem pięknej przygody… no i dużej ilości pieczątek w paszporcie (i tu ważna informacja – aby dostać się na Ukrainę potrzebny jest paszport, jest granica, taka jak kiedyś – tu dla młodszych czytelników info, bo nie wiecie jak to kiedyś było…. Stoi się na granicy, czasami długo, jest odprawa polska, potem ukraińska… sama granica to też atrakcja 😊 – o granicy też napiszę cosik.
Zimna wódka i sało – to to co zapamiętałem najbardziej z pierwszej wyprawy…. Podczas pierwszego pobytu na Ukrainie nie byłem we Lwowie, ale odwiedziłem Kijów i dalekie wschodnie krańce ukraińskiej ziemi…. Był to czas wyborów prezydenckich, a ja wraz z grupą kilku kolegów m.in. Krzysztofem, Mariuszem, Tomkiem, Krzysztofem, Pawłem (pozdrawiam Was Panowie) byliśmy obserwatorami wyborów, patrzyliśmy jak one przebiegają, dużo pisać by trzeba było…. (może to też pomysł na kolejny wpis? Zobaczymy jak zapiski i fotki się zachowały)… ale był to przede wszystkim pierwszy kontakt z przepysznym jedzeniem, ludźmi, wspomnianą zimną wódką z sałem, wizytą w bani, w Klubie w Kijowie, długaśnej jazdy po ukraińskich drogach…. I tak się zakochałem 😊
Po tych pierwszych 4 dniach jakoś temat Ukrainy wracał, trochę lektury, wodzenia po mapie, czytania w necie, rozmów z kolegami, temat Euro 2012, wyjazdów na mecze, i tak powstał EastTravel.pl… Pierwsza grupa i wyjazd (była to niewielka gromadka znajomych) odbył się w kwietniu 2012 roku. Zwiedziliśmy Lwów, potem Tarnopol, Zbaraż, Równe. Na tym wyjeździe poznałem Andrzeja, przewodnika z którym współpracuję do dziś, tu odkryłem mój w tej chwili ulubiony hotel, a w którym to jestem największym Klientem (o hotelu też będzie niedługo wpis). Potem na jesieni pierwsze grupa firmowa i powoli, powoli poznawałem Lwów, coraz więcej wyjazdów, coraz więcej czytania, coraz więcej ludzi i tak to do dziś się powoli kręci 😊 Wódka i sało, jest niemal zawsze na naszych wyjazdach, kto choć jednej z tych rzeczy nie spróbował, to tak jak by nie był we Lwowie!!!
O autorze
I tak już bliżej końca wpisu i jako że w pierwszym wpisie powinno być coś o autorze 😉 to jeszcze proszę o chwilę cierpliwości, ale aby nie zanudzać, zrobię to niebawem w dłuższej wersji w oddzielnym wpisie, a teraz tak na szybko:
Paweł, rocznik ‘81, urodzony i wychowany na Mazurach, naukę ukończyłem w technikum elektryczny, na studia trafiłem do Lublina, na KUL (tak po mechaniaku jakoś czegoś innego chciałem) i się zakochałem w Lublinie. Piękne krajobrazy, te wiszące chmielowe krzewy, liczne górki, no i przepiękny Lublin. Studia, a na nich samorząd studencki, po 2 latach Szef Samorządu Uczelnianego (i ksywa Chłopa z Mazur). Samorząd studencki – niesamowita przygoda, nauka życia, poznawanie ludzi, ale z perspektywy czasu najważniejsza umiejętność: umiejętność organizowania wydarzeń, małych i dużych. Po studiach trochę polityki, trochę NGO, trochę samorządowania i tak do dziś organizuję…. Od kilku lat EastTravel.pl i organizacja przede wszystkim wyjazdów do Lwowa, ale i na Węgry, i w inne części świata 😊 To na początek musi Wam wystarczyć drodzy czytelnicy, ci co mnie znają, poznali – wiedzą jaki jestem, a ci co nie, to zapraszam choćby i tu – aby poznać mnie i moją miłość do Królewskiego Miasta Lwowa!!!
No i chyba już pora kończyć ten długi wpis, bo zanudzę na początku. Na początku obiecałem kilka słów o moich planach co do bloga. W głowie mam mnóstwo tematów o których chcę pisać, mnóstwo miejsc do pokazania, mnóstwo słów w głowie jest (mam nadzieję że i zapału i słów starczy), ale….
…Chciałbym Wam…:
- pokazać Wam przynajmniej 10 hoteli, w których warto się we Lwowie zatrzymać (te w których bywam regularnie, ale i te które odwiedzają polscy turyści)
- opisać 10 restauracji, do których warto zajrzeć i coś dobrego w nich zjeść (a jest ich dużo więcej)
- chciałbym pokazać Wam 10 moich ulubionych zabytków
- chciałbym pokazać Wam kilka tras, którymi warto się przejść we Lwowie
- chciałbym tez skrobnąć coś o kawie, piwie, czekoladzie, słoninie, wódce, i wielu przysmakach Lwowa
- chciałbym też napisać coś o granicy, transporcie, zakupach, magicznych miejscach, no i na pewno będzie też sporo ciekawych ludzi – niesamowitych lwowiaków !!!
Ufff…. Jak teraz na to patrzę i liczę, to min. 40 wpisów wyjdzie, więc mam co robić przez…. czas jakiś…. Ale blogu nie chcę pisać tylko dla siebie, bo chcę aby też było miejsce dla Was – czytelnicy – za darmo, w każdej chwili, na każdym urządzeniu. Więc liczę na reakcję, kontakt, pomysły, pytania,
No i jakoś trzeba wpisy kończyć, więc będę je kończył moim ulubionym zwrotem, jaki często słyszymy, niemal na każdym kroku we Lwowie ….. a więc:
Dodaj komentarz